Frankowicze seryjnie wygrywają sprawy w sądach o unieważnienie umów kredytowych. Masowe zwycięstwa zachęcają coraz liczniej tych, którzy dotąd na to się nie zdecydowali, by przy wsparciu prawników przerwać niezdrowy związek z kredytodawcą, odzyskać finansową wolność i sporo zyskać. Nie brakuje jednak i takich osób, którym daleko do tego rodzaju decyzji. Powody ich obaw bywają różne. Łączy je zwykle to, że nie mają solidnych podstaw. Dlatego pora przestać się bać, zawalczyć o swoje i wygrać.
Nie idę do sądu przeciw bankowi, bo… I w tym miejscu wielu frankowiczów zaczyna wyliczać „przeciwskazania”, które trzymają ich z frankową kulą u nogi. Wymieniają m.in. koszty związane z prowadzeniem sprawy, ryzyko przegranej, obciążenie psychiczne, niepewność i niepokój, które towarzyszyłyby toczącemu się postępowaniu. Pora rozprawić się z tymi mitami.
Wysokie koszty sprawy frankowej?
Frankowicze często podnoszą argument, że prowadzenie sprawy o unieważnienie umowy kredytowej wiąże się z dużymi wydatkami. To nieprawda.
Zgodnie z obowiązującymi przepisami, opłata sądowa od pozwu nie przekroczy 1 tys. zł. Trzeba również liczyć się z zaliczką na opinię biegłego, jednak ona jest już rzadko stosowana. W tym wszystkim kluczowe jest jednak to, że przy zwycięstwie frankowowicza, czyli niemal we wszystkich sprawach, wszelkie koszty pokrywa strona przegrana, a więc bank. Tym sposobem klient finalnie odzyska poniesione koszty.
Kolejna rzecz to honorarium dla prawników, którzy w imieniu kredytobiorcy prowadzą jego sprawę. Jest to kwestia indywidualnie ustalana z każdym klientem. Niemniej ta kwota stanowi jedynie niewielki procent tego, co można wygrać, a mowa tu niejednokrotnie o setkach tysięcy zł.
Obawa o korzystny wyrok
Czynnikiem, który niekiedy hamuje frankowiczów przed pójściem do sądu po unieważnienie umowy kredytowej, jest obawa o pomyślne dla nich zakończenie sprawy.
W tym miejscu warto spojrzeć na statystyki. Liczby nie kłamią i są nieubłagane dla banków – kredytobiorcy w sądach wygrywają niemal wszystkie sprawy, uwalniają się od toksycznego zobowiązania i sporo finansowo zyskują.
Jeśli zatem sprawę powierzy się doświadczonym specjalistom, którzy na wstępie wnikliwie przeanalizują dokumenty kredytowe, oszacują szanse powodzenia i dobiorą adekwatną strategię działania, po prostu trudno jest przegrać.
Mam kredyt i mam spokój
Przy szeregu argumentów niezbicie przemawiających za pójściem do sądu po unieważnienie umowy kredytowej indeksowanej albo denominowanej do CHF, wciąż nie brakuje kredytobiorców, którzy nie złożyli pozwu i dalej płacą wysokie raty wynikające z toksycznej i nieuczciwej umowy. Co nimi kieruje? Otóż często wychodzą z założenia, że tym sposobem wybierają dla siebie tzw. święty spokój. Koszty finansowe co prawda są duże, jednak sądową sprawę utożsamiają ze stresem, dużymi komplikacjami, koniecznością osobistego zaangażowania, kosztami czy ostatecznie niepewnością korzystnego wyroku.
Sprawa sądowa to nie jest droga przez mękę. Jeżeli trafi w ręce specjalistów, możemy być pewni, że w imieniu frankowicza poprowadzą ją w najkorzystniejszy sposób. Chodzi o taki sposób, by na końcu klient cieszył się finansową wolnością i profitami.
Frankowiczu, na co jeszcze czekasz?
Rzeczowe rozprawienie się z krążącymi mitami i obalenie obiegowych opinii to solidny argument dla niezdecydowanych frankowiczów, by śmiało powalczyć o swoje.
Po ich stronie stoją przychylne konsumentom wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, coraz bardziej stabilna linia orzecznicza polskich sądów, a także coraz większe doświadczenie sędziów orzekających w sprawach frankowych. A to, co powinno najmocniej przemówić do wyobraźni, to niemal 100% zwycięstw frankowiczów w sporach z bankami.
Warto też przypomnieć co zyskuje klient, kiedy jego umowa o kredyt we frankach szwajcarskich zostanie uznana za nieważną. Wówczas musi zwrócić bankowi jedynie pożyczony kapitał, natomiast bank oddaje wszystko, co wpłacono mu ponad tę kwotę, czyli m.in. odsetki, wszelkie opłaty dodatkowe, prowizję czy ubezpieczenie. Ponadto klient może próbować wystąpić z roszczeniami o zapłatę za bezumowne korzystanie przez bank ze środków, które pobierane były jako raty kredytowe. Płacący je frankowicz nie mógł swobodnie dysponować tymi pieniędzmi, a ich wartość z czasem spadła. Frankowicz uzyskuje także odsetki ustawowe za opóźnienie, czyli „wynagrodzenie” za czekanie na wyrok i rozliczenie z bankiem. Tą drogą uzyskać można naprawdę niemało, a wszystko należy od konkretnego przypadku. Nieraz kwoty te mogą przekroczyć setki tysięcy złotych.
Dlatego nie warto dłużej czekać, ponosić koszty nieuczciwego kredytu i pozwalać, by spore zyski przechodziły koło nosa. Sprawę o unieważnienie umowy kredytowej w CHF najlepiej powierzyć profesjonalistom. Kancelaria prawna, która specjalizuje się w tematyce gospodarczej, kompleksowo podjedzie do tego zagadnienia i na każdym etapie udzieli klientowi wsparcia. Wszystko zaczyna się od pierwszego kontaktu. Po tym następuje analiza umowy kredytowej, następnie wytyczana jest optymalną ścieżka dalszego postępowania, która prosto doprowadzi do korzystnego finału.